Drukuj Powrót do artykułu

Wędruje, słucha, radzi – rozmowa z biografką papieża Franciszka

29 stycznia 2014 | 15:12 | Tłum. Krzysztof Gołębiowski (KAI) / pm Ⓒ Ⓟ

Sprawą najważniejszą była dla niego kultura spotkania, dialogu, rozmawiania, słuchania – mówi KAI Elisabetta Piqué, autorka obszernej biografii papieża Franciszka pt. „Franciszek: Życie i Rewolucja” (Francisco: Vida y Revolucion), która kilka miesięcy temu ukazała się w Argentynie.

„Oprócz całej `czystki`, którą przeprowadza w Kościele, prowadząc go swoją ręką w czasie kryzysu, jaki Kościół przeżywa, dzieje się teraz głęboka rewolucja, którą rozpoczął jeszcze Benedykt XVI” – mówi Piqué, która zna obecnego papieża od 2001 r.

Autorka książki opowiada m. in. o swojej fascynacji osobą papieża Argentyńczyka, dzieciństwie, młodości i czasach biskupiej posługi, wpływie babki i innych na jego osobowość. Opowiada też o krytykach papieża Bergoglio, opiniach, jakie panują o nim w Argentynie oraz wyzwaniach przed jakimi stoi jego pontyfikat. W Polsce książka w najbliższym czasie ukaże się nakładem Wydawnictwa Diecezjalnego i Drukarni w Sandomierzu.

Publikujemy tekst rozmowy:

KAI: Napisałaś książkę o papieżu Franciszku, ale czy tylko dlatego, że to właśnie kard. Bergoglio został papieżem?

Elisabetta Pique: Napisałam tę książkę, ponieważ nazajutrz po wyborze, 14 marca, poprosiło mnie o to wydawnictwo. Wiedzieli, że napisałam już jakiś tekst o nowym papieżu. Początkowo miałam wielkie wątpliwości, bo wprawdzie znałam Bergoglio od 2001 r., ale napisanie jego biografii wydawało mi się ogromnym wyzwaniem. Była to ogromna praca. Na szczęście miałam duże wsparcie, gdyż wraz ze mną pracował wielki zespół. Przeprowadziłam mnóstwo różnych badań, dziesiątki rozmów i wywiadów z osobami, które znały obecnego papieża m.in. rodzicami i krewnymi, kolegami z czasów szkolnych, jezuitami, osobami, które uratował w czasie dyktatury w Argentynie i z wieloma innymi. Trzeba było poznać i udokumentować wszystkie okresy jego życia, począwszy od dzieciństwa, przez święcenia kapłańskie, potem urząd prowincjała jezuitów, biskupa pomocniczego Buenos Aires i arcybiskupa tego miasta, kardynała i wreszcie papieża.

KAI: Czy Twoje zainteresowanie, a nawet fascynacja, postacią kard. Bergoglio narodziło się teraz, gdy został on papieżem, czy zaczęło się wcześniej?

– Opowiadam o tym w książce. Poznałam kard. Jorge Bergoglio wtedy, gdy nie miał on jeszcze tej niezwykłej więzi z mediami, jak to się dzieje obecnie. Był wówczas bardzo daleki od środków przekazu, nie udzielał wywiadów. W 2001 przyjechał do Rzymu na konsystorz, aby odebrać insygnia kardynalskie. Dziennik, w którym pracowałam, poprosił mnie, abym spróbowała z nim porozmawiać. Wyjątkowo udzielił mi wywiadu. Właściwie nic o nim nie wiedziałam, poza tym, że jest jezuitą i że raczej trzyma się z dala od mediów. Zadzwoniłam do Domu Kapłańskiego przy Via della Scrofa, gdzie zawsze się zatrzymywał w czasie pobytu w Rzymie. Odebrał telefon, zadał mi kilka pytań. Z początku trochę się bałam tej rozmowy, ale gdy pękły pierwsze lody, znalazłam osobę niezwykłej pokory i wielkiej prostoty, co zrobiło na mnie wielkie wrażenie, bo byłam przyzwyczajona do biskupów niekiedy nie lubiących kobiet, a on odniósł się do mnie jako kobiety normalnie.

Ale to, co zaskoczyło mnie najbardziej, to to, że w 3-4 dni po ukazaniu się wywiadu ktoś zadzwonił do mojego mieszkania w Rzymie. Okazało się, że to był on – nowy kardynał i zaraz zagadnął: „Halo, Elisabetta? Chciałbym ci podziękować za ten wywiad”. Było to coś niezwykłego, bo przecież rzadko się zdarza, aby ktoś, z kim przeprowadzamy wywiad, dzwonił potem do nas, i to jeszcze z podziękowaniami. To był nasz pierwszy kontakt. Od początku zrozumiałam, że jest to osoba wyjątkowa, inna od tych, które znałam, o wielkiej prostocie czym bardzo mnie zafascynował.

KAI: Czy w jakiś sposób oczekiwałaś, spodziewałaś się wyboru kard. Bergoglio na papieża? Pamiętając przy tym o wyniku konklawe z 2005, gdy już wtedy zdobył dużo głosów…

– Pisząc o tym w swoim dzienniku stale tak sądziłam. Gdy rozważaliśmy różnych kandydatów na przyszłego papieża, mówiono, że w 2005 r. miał szanse. Minęło jednak 8 lat, kard. Bergoglio jest w zbyt podeszłym wieku. Spodziewano się, że jeżeli już, to szanse ma raczej inny Argentyńczyk, np. kard. Leonardo Sandri. Ja jednak stale twierdziłam, że nie, że to właśnie Bergoglio jest bardziej prawdopodobny. Świadczyło o tym i poprzednie konklawe z 2005, gdy – jak się okazało – znalazł się na drugim miejscu w głosowaniu, po kard. Josephie Ratzingerze. Później, w czasie obrad episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów w Aparecidzie w 2007, był jednym z liderów Kościoła na tym kontynencie. Dowiedziałam się o jego krótkim, bardzo dobrze ocenionym przez zebranych wystąpieniu podczas kongregacji przed ubiegłorocznym konklawe. W sumie był dla mnie jednym z głównych kandydatów. Wiedziałam też, że otrzymał dużą ilość głosów ważnych osobistości, wymienianych jako „papabili”, np. kard. Angelo Scoli, kard. Odilo-Pedro Scherera i kilku innych. Jako jedyna dziennikarka już 12 marca ub.r. napisałam w artykule dla swego dziennika czarno na białym, że Bergoglio może sprawić na konklawe dużą niespodziankę.

KAI: Czy przed konklawe spotykałaś i rozmawiałaś z kardynałem Bergoglio?

– Spotykałam go i rozmawiałam z nim. Ale nie mogę nic o tym mówić. Mogę tylko powiedzieć, że kardynał był przekonany, że odda klucz do pokoju nr 13 i po konklawe wróci do Buenos Aires. Był święcie przekonany, że tak się stanie i w swej archidiecezji będzie przewodniczył uroczystościom paschalnym – jak pasterz, który chce i powinien znać zapach swych owiec. W Wielki Czwartek miał się spotkać ze swymi księżmi. Podobnie jak Jan Paweł II, który też ponoć spodziewał się, że konklawe będzie krótkie a on sam szybko wróci do swej diecezji. A tu okazało się, że Bóg ma własne plany.

KAI: Znacie się z obecnym papieżem ponad 10 lat. Jakim człowiekiem jest na co dzień?

– Trudno na to pytanie odpowiedzieć, bo obecnie jest papieżem, nastąpiła zatem duża zmiana w jego zachowaniu. Mówią o tym wszyscy, którzy go znali wcześniej, przed wyjazdem do Rzymu. Ja sama, podczas pracy nad książką, zauważyłam, że on nieświadomie przygotowywał się do bycia papieżem, i to od najmłodszych lat, gdy podejmował się różnych zadań przywódczych, wymagających ogromnej odpowiedzialności. Był np. przez 6 lat prowincjałem jezuitów, i to w warunkach panowania dyktatury wojskowej w Argentynie. Sprawował władzę w bardzo trudnych warunkach i sytuacjach a przy tym był mocnym jezuitą, człowiekiem głębokiej duchowości, który wiele się modlił. Umiał przezwyciężać różne przeszkody i problemy, z którymi właściwie nieustannie miał do czynienia.

Wszyscy, którzy go znali i widzieli wcześniej mówią teraz, że jest to inna osoba, w tym sensie, że jakby odmłodniał, ma niezwykłą energię. Na przykład rabin Skórka – jedna z tych osób, które znają go od dawna – powiedział mi, że wcześniej Bergoglio był człowiekiem „o trudnym uśmiechu”, a dziś jest osobą „o łatwym uśmiechu”, to znaczy żartującym z dziećmi, młodymi, całującym ich itd. Na wcześniejszych zdjęciach – z Buenos Aires – widać obecnego papieża z twarzą poważną, zatroskaną, ciemną. A dziś mamy do czynienia z przemianą osoby. Wszyscy mówią, że – mimo tytanicznej pracy, jaką musi obecnie wykonywać – jest człowiekiem pokoju i spokoju, pokoju duchowego, który przekazuje innym. To mówił rabin, który jest pod wielkim wrażeniem tej przemiany. Ale ja także dostrzegam różnicę w nim sprzed wyboru i obecnie.

W odróżnieniu od Benedykta XVI, który mówił w wywiadach, że nie jest administratorem ani człowiekiem władzy i był bardzo uduchowiony, obecny papież jest człowiekiem władzy, ale zarazem o głębokiej duchowości i człowiekiem wolnym. Nigdy nie studiował w Rzymie, nie ma mentalności rzymskiej, ale w ostatnich latach dawał poznać, że dobrze zna problemy Watykanu.

KAI: Co najbardziej zafascynowało Cię w biografii bohatera Twojej książki?

– Bardzo wiele okresów jego życia, szczególnie ten, począwszy od 18. roku życia, gdy był w kolegium większym św. Michała, później na wydziale jezuickim koło Buenos Aires. Bardzo fascynowały mnie jego piękne historie z czasów, gdy pomagał zakładanym przez siebie parafiom, na ogół bardzo ubogim, surowym, zwłaszcza tamtejszym dzieciom. Dziś są to osoby 30- i 40-letnie. Pomagał nie tylko w katechezie, ale organizował im małe „mistrzostwa świata” w piłce nożnej, wyjazdy na obozy letnie, do podmiejskich, nadmorskich rejonów stolicy, np. do rejonu, z którego ja pochodzę. On sam oczywiście tam nie jeździł, bo prawie wcale nie miał urlopu i wakacji, jak to widzimy dzisiaj, ale wszystkie te dzieci poznawały morze dzięki ojcu Jorge. To się pamięta, podobnie jak msze święte, podniosłe, wspaniałe, jak to widzimy obecnie, gdy np. woła ze swego okna w czasie modlitwy Anioł Pański: „Niech żyje Jezus!”, „Niech żyje Maryja Panna!, „Niech żyje Jan Paweł II!”. Zawsze to robił. A zatem widzieć, jak od zawsze był zatroskany o tych, którzy są zmarginalizowani, za żyjących gdzieś na obrzeżach, peryferiach.

W Argentynie pierwsza niedziela sierpnia jest obchodzona jako Dzień Dziecka. Dzieci dostają wtedy prezenty, podarunki. Chodziliśmy do Kolegium Większego jezuitów, w którym był nauczycielem przyszły papież, gdzie podawano nam, dzieciom, m.in. gorącą czekoladę i różne słodkości. Odkryłam wtedy mnóstwo wspaniałych, fantastycznych, przepięknych rzeczy, niezależnie od odkrycia głębokiego sensu tego dnia. A więc od początku była u niego ta „inteligencja serca” poznawania innych, umiejętność zaglądania w serce ludzkie i czytania w nich. Tak było też w kolegium Niepokalanego Poczęcia NMP w Santa Fe, w którym jeszcze przed przyjęciem święceń kapłańskich był wykładowcą literatury i psychologii. Placówka ta, ze względu na wysoki poziom nauczania, była nazywana Oksfordem Ameryki Łacińskiej i Jorge Bergoglio uczył tam dzieci i młodzież, podbijając ich swoją postawą, pełną życzliwości i otwartą wobec nich.

KAI: Na wzrastanie i rozwój młodego ks. Jorge Bergoglio wielki wpływ miała jego babka…

– O tym zresztą sam wielokrotnie opowiadał. Mówił kiedyś w wywiadzie na temat swej babci Rosy, której osobowość miała na niego zasadnicze znaczenie, gdyż była to kobieta wyjątkowa – głęboko wierząca katoliczka, Włoszka o mocnym charakterze, co pokazała w czasie długiej, męczącej podróży do Argentyny. Matka Jorge miała pięcioro dzieci i w chwili wyjazdu za ocean była sparaliżowana, trwało to prawie rok i wtedy jej obowiązki przejęła, przynajmniej częściowo, babka, starając się przekazać tę swoją głęboką wiarę przede wszystkim najstarszemu wnukowi, czyli właśnie Jorge Mario. Pamięć o niej zachował na wiele lat, o czym nieraz wspominał z wielką wdzięcznością i uznaniem w swych zapiskach z tamtych lat.

KAI: Czy jeszcze ktoś w równie istotnym stopniu wpłynął na obecnego Ojca Świętego, jak jego babka?

– Myślę, że w takim samym stopniu, jak babcia, to nikt. Trzeba jednak pamiętać, że mniejszy lub większy wpływ wywarło nań wiele innych osób, np. jego siostra, która opiekowała się nim bardzo troskliwie, gdy zachorował ciężko na zapalenie płuc, jego kierowniczka studiów, gdy studiował chemię na uniwersytecie, Esther Balestrino de Careaga z Paragwaju, komunistka, z którą wiele rozmawiał o polityce, potem zaginęła w okresie dyktatury… A więc było wiele osób, które wywarły na niego większy lub mniejszy wpływ.

KAI: Wkrótce po wyborze kard. Bergoglio na papieża ukazało się sporo oskarżeń i słów krytycznych nt. jego zachowania się i postawy wobec junty, która rządziła Argentyną w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w. Czy można powiedzieć, że ten okres jego życia został już ostatecznie naświetlony i wyjaśniony?

– Mówiono na ten temat już w czasie konklawe w 2005 r. Pojawiły się wówczas materiały krytyczne na ten temat i już wtedy okazało się, że są one całkowicie nieprawdziwe. W tej sprawie zamieściłam w swej książce nieznany dotychczas tekst pewnego Urugwajczyka, brata-jezuity, który świadczy o tym, że ówczesny prowincjał jezuitów o. Jorge Bergoglio uratował bardzo wielu ludzi przed represjami ze strony junty a wszystkie doniesienia o rzekomej współpracy prowincjała z wojskowymi argentyńskimi są całkowicie bezpodstawne. Pochodziły one od dwóch innych jezuitów argentyńskich, którzy później stworzyli swego rodzaju czarną legendę o o. Bergoglio.

Obecnie zresztą bywa on oskarżany o to, że jest ukrytym komunistą albo że jest konserwatywnym jezuitą w stylu przedsoborowym. Pokazuje to, jak bardzo bogatą jest osobowością i jak obecny papież jest trudny do jednoznacznego zaklasyfikowania. W obliczu takich zjawisk, jak teologia wyzwolenia czy partyzantka miejska kard. Bergoglio zawsze zajmował stanowisko jednoznacznie zgodne z nauczaniem Kościoła.

KAI: Czy zbierając materiały do książki spotkałaś osoby, które były krytyczne wobec Franciszka?

– Gdy pracowałam nad książką, bardzo trudno było spotkać ludzi, którzy by źle mówili o nim teraz, gdy został papieżem. Wiadomo jednak, że również tu, w Rzymie było niemało jezuitów, którzy go nie popierali. Zresztą nie tylko jezuitów, bo byli też inni przeciwnicy obecnego papieża. Ale, jak wspomniałam, dziś, gdy kard. Bergoglio został papieżem, trudno jest spotkać tych wszystkich krytyków.
Z drugiej strony największy krytyk obecnego Ojca Świętego, zarzucający mu współpracę z juntą – dziennikarz Horacio Werbitski zrobił wszystko, co mógł, aby przedstawić go jako kolaboranta. Gdy poprosiłam go o opinię na temat Bergoglio, odpowiedział: „Nie, dziękuję, nic nie powiem”.

KAI: Czy Twoim zdaniem papież Franciszek na tle innych biskupów z Ameryki Łacińskiej jest raczej wyjątkiem czy może typowym przykładem biskupów i księży z tego regionu?

– To trudne pytanie, bo nie należy generalizować. Pamiętajmy, że wszyscy stanowimy owczarnię Pańską, jak powiedziałby Benedykt XVI, a zatem jest wielu fantastycznych księży, takich jak on. Bergoglio jest papieżem wędrowcem, który wiele chodził, odwiedzał swych wiernych w „bidonvillach” (slumsach), jest kapłanem, który gdy został arcybiskupem, postanowił zamieszkać nie w pałacu arcybiskupim, bo – jak powiedział – to będzie tylko dom na rekolekcje i inne spotkania duchowe. Jest to człowiek niezwykle pokorny, który oczekiwał również wielkiej pokory od kurii biskupiej, który korzystał z komunikacji miejskiej, jeździł metrem i autobusami. A przy tym jest to postać – powiedziałabym – wyjątkowa, na której wzorują się liczni księża w Ameryce Łacińskiej. Nie można jednak uogólniać.

KAI: Zanim kard. Bergoglio został papieżem, miałaś wiele okazji, żeby z nim rozmawiać, słuchać jego wypowiedzi, czytać jego teksty itp. Czy zauważyłaś aby wyrażał jakąś potrzebę reformy Kościoła jako instytucji?

– Teraz świat skupia swą uwagę na tych wypowiedziach krytycznych Ojca Świętego, ale trzeba pamiętać, że gdy był on arcybiskupem, mawiał do swych księży: „Nie chcę nawet słyszeć, że ktoś z was nie chce udzielić chrztu, że nie traktuje Kościoła jako swej matki”. Powtarzał to stale. Był przy tym dla kapłanów nie tyle biskupem, ile raczej ich towarzyszem. Księża kochali go, co nie jest zjawiskiem częstym. Zazwyczaj jest tak, że widzą w biskupie przede wszystkim władzę, tymczasem on słuchał ich wszystkich, rozmawiał, udzielał im rad. Mówił im wprost, aby nie mieli obsesji na punkcie surowości, aby nie byli zbyt ociężali w udzielaniu rozgrzeszenia, żeby wykazywali się większym miłosierdziem, gdy spowiadają ludzi.

KAI: Czy można powiedzieć, że jego doświadczenie duszpasterskie jako arcybiskupa Buenos Aires było swego rodzaju „laboratorium” przygotowującym go do objęcia papieskiego urzędu?

– Z pewnością to wszystko, co działo się wcześniej, było takim wielkim laboratorium przed tym, co widzimy dzisiaj. Może niektórzy mówili i myśleli tak: no cóż, przychodzi papież gdzieś „z końca świata”, który nie ma prawdziwego doświadczenia ani wyobrażenia o tym, czym jest kuria. Tymczasem okazało się, że znakomicie sobie radzi w codziennej praktyce i jest zawsze świetnie poinformowany. Choć nie był członkiem zbyt wielu kongregacji i innych urzędów kurialnych to znał Rzym i jego problemy. Napisałam o tym w książce i teraz mogę to powtórzyć, że miał też wielu przeciwników tak, w Kurii, jak i w Buenos Aires, gdyż są tam liczne grupy blisko związane z Kurią Rzymską, które stwarzały mu liczne przeszkody, a nawet wypowiedziały mu swego rodzaju wojnę. Franciszek jest więc osobą przyzwyczajoną do życia także wśród ludzi mu nieprzyjaznych, ale umie to przezwyciężać.

Jest kimś, dla kogo zawsze sprawą najważniejszą była kultura spotkania, dialogu, rozmawiania, słuchania. Potwierdza to decyzja kardynałów, którzy wybrali papieża – nie monarchę absolutnego, ale takiego, który słucha swych braci-biskupów. Jest to powrót do ducha Soboru Watykańskiego II, który wiele uwagi poświęcił propagowaniu wizerunku Kościoła zarządzanego kolegialnie.

KAI: Co mówi się dzisiaj w Argentynie o papieżu Franciszku?

– Oczywiście mówi się i postrzega ten wybór podobnie, jak to było w Polsce po wyborze Jana Pawła II. Wszędzie czuć dumę narodową. Ten kraj, położony rzeczywiście na końcu świata, w odróżnieniu od Polski, wydał osobę, która jest przywódcą światowym, którego wszyscy słuchają, z którym spotykają się i którego chcą widzieć politycy, szefowie państw, który stał się osobowością i największym Argentyńczykiem w historii. Mają przy tym świadomość, że możne on zmienić Kościół, przeżywający obecnie kryzys i który sprawia, że Kościół odżywa i odradza się.

KAI: W twojej książce często pojawia się nazwa Aparecida w Brazylii…

– W 2007 r. kard. Bergoglio był jednym z głównych relatorów obradującej w Aparecidzie konferencji Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Na zakończenie tego spotkania powstał słynny już dokument. Jest to miejsce bardzo ważne dla Kościoła w Ameryce Łacińskiej i dla kard. Bergoglio. Widać to choćby po adhortacji „Evangelii gaudium” – pierwszym samodzielnym dokumencie tego pontyfikatu, jego dokumentem programowym. Jest tam wiele z ducha Aparecidy, gdy mowa jest o Kościele będącym stale w misji, który musi wyjść daleko na peryferie, nie zamykać się w sobie, który winien walczyć z klerykalizmem i pamiętać nieustannie o swojej opcji na rzecz ubogich. A zatem ten, kto widzi, co obecnie robi papież i porównuje to z tym, o czym mówi dokument końcowy z Aparecidy i czyta wspomnianą adhorację, może stwierdzić, że wszystko to tworzy spójną drogę jego pontyfikatu.

KAI: W tytule i w tekście twojej książki pojawia się słowo „rewolucja”, które raczej nie pasuje do Kościoła. W jakim sensie należy je rozumieć?

– Od początku miałam wrażenie, że ten człowiek rozpoczął rewolucję w Kościele. Takie przekonanie noszę w sobie odkąd go poznałam, gdy zobaczyłam jak wychodził w białych szatach, gdy przyjął imię Franciszek, nieużywane dotychczas przez żadnego papieża; gdy szedł bez złotego pektorału, bez czerwonych butów papieskich, bez czerwonego płaszcza; gdy powiedział „Dobry wieczór”, a przed udzieleniem błogosławieństwa „Urbi et Orbi” uklęknął i poprosił lud Boży, aby „Bóg go pobłogosławił”.

Muszę powiedzieć, że specjalnie wprowadziłam to słowo „rewolucja”, chociaż niektórzy moi przyjaciele mówili, że budzi ono trochę zamieszania, kontestacji i bywa nadużywane. Jestem jedna bardzo zadowolona, bo codziennie znajduję potwierdzenie, że tu, w Watykanie i w Kościele dokonuje się wraz z Franciszkiem rewolucja.

On nie tylko mówi o nowym, odmiennym stylu, o nowym, ubogim Kościele, ale naucza przykładem. Nie korzysta z drogich limuzyn, mieszka nadal w Domu św. Marty. Podczas Światowych Dni Młodzieże w Brazylii jeździł zwykłym fiatem. Nie boi się przytulić trędowatego – widzieliśmy to przejmujące zdjęcie. Na innej fotografii, sprzed kilku tygodni obejmuje innego chorego, też dotkniętego ciężką chorobą.

Oprócz całej tej „czystki”, którą przeprowadza w Kościele, prowadząc go swoją ręką w czasie obecnego kryzysu, dzieje się teraz głęboka rewolucja, którą rozpoczął jeszcze Benedykt XVI. Nie byłoby obecnej rewolucji Franciszka bez Benedykta XVI, który dokonał odważnego kroku naprzód, prawdziwie rewolucyjnego, pierwszy papież od 600 lat, który powiedział: „Rezygnuję z papieskiego urzędu”. Dlatego w swojej książce użyłam tego słowa „Rewolucja”.

KAI: Kościół ostatnich pontyfikatów był bardzo europocentryczny. Czy papież z Argentyny przesunie ten punkt ciężkości?

– Powiem tak: już przesunął. W ostatnim rozdziale swej książki przedstawiam poglądy różnych kardynałów, w tym Waltera Kaspera, którzy mówią, że wybór Bergoglio oznacza koniec watykańskiego europocentryzmu. Potwierdził to Franciszek niedawnymi decyzjami dotyczącymi mianowania nowych purpuratów, wśród których po raz pierwszy liczba kardynałów nieeuropejskich przekroczyła liczbę tych ze Starego Kontynentu.

KAI: Jakie doświadczenia argentyńskie i w ogóle latynoamerykańskie spośród tych, które Franciszek wnosi z sobą lub które wraz z nim wchodzą do Kościoła, powinny być, według ciebie, znającej Argentynę i Amerykę Łacińską, przeniesione na grunt europejski?

– Sądzę, że nie chodzi tu o jakieś przeciwstawianie sobie Ameryki Łacińskiej i Europy, ale jeśli już coś miałoby być przeszczepione do Europy, to chyba wizja Kościoła, w którym biskup jest po to, aby służyć. Papież ciągle to powtarza i prosi, aby kapłani jak pasterze towarzyszyli swej owczarni i aby biskupi nie mieli w sobie zachowań wielkoksiążęcych, nie zamykali się w sobie, ale aby towarzyszyli osobom zranionym, jeśli trzymać się tego porównania papieskiego o Kościele jako szpitalu polowym.

Ale w ogóle nie można mówić o papieżu latynoamerykańskim, bo przecież Jorge Bergoglio ma mocne wykształcenie teologiczne, jest człowiekiem wielkiej kultury, miłośnikiem opery, literatury, znał osobiście Borgesa, z którym jeszcze w Argentynie współtworzył pewien projekt. Dlatego uważam za całkowicie błędne mówienie o „papieżu z Ameryki Łacińskiej”. Jest to papież, który chce, aby Kościół na nowo rozgrzewał serca, ma bowiem świadomość, że Kościół w ostatnich latach stał daleko od ludzi, od ich rzeczywistych problemów, które on zna bardzo dobrze, gdyż wędrował ulicami Buenos Aires i stale wymagał od księży, aby byli z ludźmi i przy ludziach, słuchali ich problemów i trudności.

KAI: Jakie jest największe wyzwanie, przed którym stoi obecnie Franciszek?

– Z pewnością oczyszczenie Kościoła, coraz większa jego przejrzystość, zwłaszcza w sprawach gospodarczych, a także odzyskanie wiarygodności Kościoła po skandalach pedofilskich. Myślę, że działalność komisji kardynalskiej, powołanej w tym celu przez Ojca Świętego, przyczyni się do tego.

KAI: Jakim jednym słowem mogłabyś określić papieża Franciszka?

– Człowiek wolny.

KAI: Czy ofiarowałaś książkę papieżowi?

– Oczywiście.

KAI: I co powiedział?

No comments…

Rozmawiał Piotr Dziubak

Elisabetta Piqué – od 1999 r. korespondentka dziennika „La Nación” z Buenos Aires we Włoszech i Watykanie – była jedyną dziennikarką, która przewidziała wybór kard. Jorge Bergoglio na papieża. Jest również korespondentką wojenną i obsługiwała m.in. konflikty na Bliskim Wschodzie oraz wojny w Afganistanie i Iraku. Na podstawie tych doświadczeń napisała i wydała w 2003 swą pierwszą książkę „Diario de guerra” (Dziennik wojenny), zawierający notatki korespondentki frontowej. Była stypendystką Światowego Instytutu Prasy (World Press Institute), w 2003 otrzymała Nagrodę św. Klary z Asyżu i w 2013 – Nagrodę im. Mariano Moreno Uniwersytetu Argentyńskiego w kategorii najlepszej obsługi dziennikarskiej nt. ustąpienia Benedykta XVI.

Jest członkinią-korespondentką Krajowej Akademii Dziennikarstwa Argentyny. Odbyła wiele podróży z Janem Pawłem II i Benedyktem XVI, towarzyszyła też Franciszkowi w jego pierwszej podróży zagranicznej – do Brazylii. Śledziła i nadal śledzi działalność obecnego papieża od mianowania go kardynałem w 2001 r. Wchodziła w skład grupy 50 dziennikarzy, zaszczyconych możliwością pozdrowienia papieża w czasie jego pierwszej audiencji dla prasy światowej 16 marca 2013 r.

Urodziła się we Florencji, we Włoszech, ale wychowywała się w Argentynie. Ukończyła nauki polityczne i stosunki międzynarodowe na Argentyńskim Uniwersytecie Katolickim. Współpracuje z redakcją hiszpańskojęzyczną telewizji amerykańskiej CNN i z rozgłośnią niemiecką Deutsche Welle.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.