Drukuj Powrót do artykułu

Włoski ekspert: głównym problem Kościoła w Chinach jest brak wolności

24 maja 2024 | 12:24 | st | Mediolan Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Stephanie Ecate / unsplash.com

Zdaniem redaktora naczelnego agencji AsiaNews ks. Gianniego Criveller w działalności misyjnej Kocioła na terenie Chin były błędy, ale większość misjonarzy poświęcała się dla dobra narodu chińskiego. Nacjonalizm ówczesnych mocarstw europejskich nie może być wykorzystywany do ukrywania nacjonalizmu wpajanego dziś w Pekinie. Kościół w tym kraju nie cieszy się należną wolnością, potrzebną do refleksji nad wyzwaniami współczesności.

Dzień Modlitwy za Kościół w Chinach 24 maja, ustanowiony przez Benedykta XVI wraz z jego listem do chińskich katolików w 2007 roku, jest jeszcze bardziej znaczący w tym roku w następstwie dwóch konferencji, w Mediolanie (20 maja, Katolicki Uniwersytet Najświętszego Serca Jezusowego) i w Rzymie (21 maja, Uniwersytet Urbaniana), w których Kościół w Chinach znalazł się w centrum debaty z udziałem wielu prelegentów. Punktem wyjścia była setna rocznica Soboru Szanghajskiego (15 maja-12 czerwca 1924 r.), który otworzył drogę do indygenizacji (tj. powierzenia przywództwa Kościoła miejscowemu duchowieństwu) i inkulturacji (wyrażania wiary poprzez formy kulturowe własnego narodu).

Obie konferencje miały aspekt akademicki (zwłaszcza ta w Mediolanie) i aspekt dyplomacji kościelnej (w Rzymie): uczestniczyli w nich chińscy biskupi, kapłani i naukowcy a także uczeni włoscy. W szczególności należy zauważyć, że kierownictwo Stolicy Apostolskiej, od papieża Franciszka po kard. Pietro Parolina Sekretarza Stanu i kard. Luisa A. Tagle’a, pro-prefekta Dykasterii ds. Ewangelizacji, zabierali głos w przemówieniach merytorycznych, a nie okolicznościowych. Wyważone słowa miały na celu kontynuowanie trudnego dialogu z władzami politycznymi Chin, prawdziwymi adresatami wielu życzeń, które pojawiły się na dwóch konferencjach. Pod koniec czerwca odbędzie się trzecia konferencja w Makao, na terytorium Chin, na Katolickim Uniwersytecie Świętego Józefa.

W tym komentarzu chciałbym podjąć niektóre z tematów, które pojawiły się podczas tych intensywnych dni, przedstawiają refleksję, którą oddajemy w służbie ludowi Bożemu w Chinach i tym, którzy są zaangażowani w dobro Kościoła w tym kraju.

Czy zagraniczni misjonarze byli kolonialistami?

Niektórzy mówcy wskazywali, że Sobór w Szanghaju, przede wszystkim dzięki proroczej i zdecydowanej pracy delegata apostolskiego Celso Costantiniego, poprawił poważną sytuację misji, które dla wielu wydawały się enklawami obcymi. Niestety, to prawda: opóźnienie na drodze do lokalizacji zostało zauważone przez wielu, począwszy od papieża Benedykta XV (1919) i dziesięć lat później przez błogosławionego Pawła Mannę, ówczesnego przełożonego generalnego Papieskiego Instytutu Misji Zagranicznych (PIME).

Nieliczni misjonarze, synowie swoich czasów, odnosili się do wiernych w paradoksalny sposób. Kiedyś poprosiłem kard. Johna Tonga z Hongkongu o konkretny przykład, w którym misjonarze okazali poczucie wyższości wobec chińskich wiernych i księży. Odpowiedział: „Misjonarze w Chinach jadali w innym refektarzu niż chiński kler”. To sprawiło, że pomyślałem o markizie, następcy Don Rodrigo, opisanym w 38 rozdziale „Narzeczonych”, wspaniałej powieści Alessandro Manzoniego. Markiz jest przyzwoitą osobą, wystarczająco hojną, by zaprosić pannę młodą i pana młodego do swojego pałacu, a nawet obsłużyć ich przy stole. Ale pannę młodą i pana młodego odesłał do jadalni, podczas gdy on, markiz, odosobnił się w jadalni z Don Abbondio. Manzoni zauważa, że jeśli chodzi o pokorę, miał „tyle, ile potrzeba, aby postawić się poniżej tych dobrych ludzi, ale nie być im równym”. Oto paradoks: misjonarze cierpieli na dość osobliwy syndrom. Byli gotowi oddać życie za Chińczyków, ale nie mieli dla nich wystarczającego szacunku, aby pozwolić im rządzić swoimi domami i siedzieć u ich boku, jako bracia o równej godności.

To powiedziawszy, niesprawiedliwe jest sprowadzanie historii misyjnej od połowy XIX do połowy XX wieku do kwestii kolonializmu i imperializmu. Sam Costantini nie mógł zaakceptować oczerniania ruchu misyjnego, tak jakby był on skierowany przeciwko Chińczykom lub chciał ich wykorzystać do celów kolonialnych.

Niestety, te negatywne osądy mają na celu usprawiedliwienie polityki religijnej chińskich władz i były czasami słyszane, choć w sposób zniuansowany, w niektórych przemówieniach wygłoszonych na wspomnianych konferencjach. Jeśli byli misjonarze nacjonalistyczni, byli też liczni misjonarze, którzy od XIX wieku pragnęli końca francuskiego protektoratu i bezpośrednich relacji z władzami chińskimi, aby zagwarantować bezpieczeństwo, czyli wolność wiernych i misjonarzy.

Przeczytałem tysiące listów od misjonarzy PIME z Chin: nie wyjechali na misję – podejmowali decyzję, która oznaczała wówczas brak powrotu – aby wspierać kolonializm swojego kraju, ale aby ewangelizować i dla „zbawienia dusz”. Misjonarze nie tylko nie popierali polityki swoich rządów, ale wręcz jej nienawidzili. Święty męczennik PIME, Alberyk Crescitelli, w liście z Chin uroczyście przeklął antyklerykalny włoski rząd i dynastię sabaudzką. Pierwsi dwaj biskupi PIME w Chinach, Timoleone Raimondi (Hong Kong i Guandong) i Simeone Volonteri (Henan), byli zaangażowani w pisanie apeli do Stolicy Apostolskiej o uwolnienie misji z okowów imperialistycznych co najmniej 50 lat przed Soborem w Szanghaju.

Misjonarz PIME (ówczesnego Seminarium Rzymskiego) Francesco Giulianelli przewodził watykańskiej ambasadzie w Pekinie w 1885 roku, aby uzyskać porozumienie z władzami. Porozumienie zostało osiągnięte i, jak przypomniał w swoim przemówieniu na konferencji w Rzymie kard. Parolin, Stolica Apostolska mianowała Antonio Agliardiego delegatem na Chiny. To groźby ze strony rządu Francji, antyklerykalnego i mającego kolonialne cele w Chinach, zmusiły papieża Leona XIII do odwołania decyzji, która została już opublikowana w L’Osservatore Romano 12 sierpnia 1886 roku. Przeciwko kolonialnemu protektoratowi i za postawieniem na kler lokalny opowiedzieli się również znani misjonarze, tacy jak Joseph Gabet (Francuz), Antoine Cotta (Amerykanin), Vincent Lebbe (Belg), wspomniany Paweł Manna (Włoch) i wielu innych.

Misjonarze – agenci nowoczesności

Większość misjonarzy była szczerze i wielkodusznie zaangażowana na rzecz  dobra narodu chińskiego i była czynnikami postępu społecznego. Budowali nie tylko kościoły, ale także posługi edukacyjne i zdrowotne otwarte dla wszystkich, zakładając kliniki, szpitale i sierocińce, które uratowały życie bardzo wielu osobom. Podjęto wielkie wysiłki na rzecz ocalenia dziewcząt i emancypacji młodych kobiet, sprzeciwiając się praktyce wiązania stóp. Dzięki zgromadzeniom żeńskim wiele dziewcząt i młodych kobiet otrzymało możliwość edukacji i wyboru życia poza więzami rodzinnymi, w których młode kobiety były często zmuszane do dokonywania wyborów sprzecznych z ich wolą.

Misjonarze byli nośnikiem nowoczesności: nowe idee i wiedza, w tym nauka i demokracja, których domagał się ruch studencki z 4 maja 1919 r., zostały wprowadzone do Chin za pośrednictwem szkół i uniwersytetów założonych przez misjonarzy chrześcijańskich.

Misjonarze byli, świadomie lub nieświadomie, czynnikami międzykulturowości. Przyniosło to ogromne korzyści narodowi chińskiemu także poza granicami Kościoła katolickiego i sprzyjało postępowi naukowemu i demokratycznemu. Powtórzmy: zredukowanie stuletniej działalności misyjnej do epizodu kolonializmu wydaje nam się wygodną ideologiczną reinterpretacją w celu samousprawiedliwienia nieliberalnych stanowisk politycznych. Nie wydaje nam się dobrym argumentem uzasadnianie narzucania obecnej polityki religijnej poprzez jednostronne podkreślanie błędów z przeszłości. I pomijanie nawet wzmianek o kampaniach prześladowań religijnych, które miały miejsce i spowodowały bardzo wiele cierpienia we wspólnotach chińskich katolików, których jedynym błędem było wyznawanie wiary powszechnej, wspólnej dla chrześcijan na całym świecie.

Niezbywalna kwestia: wolność

Napisaliśmy, że misjonarze byli dziećmi swoich czasów. A co powiedzą o nas za sto lat? Czy powiedzą, że byliśmy zbyt tolerancyjni wobec poważnych naruszeń wolności narodu chińskiego oraz praw człowieka i praw religijnych bardzo wielu wyznawców różnych religii? To prawda, jak napisał o. Manna, że zachodni kolonialistyczny nacjonalizm był nieznośnym łańcuchem dla wolności Kościoła. Daleki od ochrony, dławił misję. Teraz to już nie nacjonalizm europejskich mocarstw zagraża wolności Kościoła w Chinach, ale raczej nacjonalizm wpajany przez władze polityczne poprzez praktykę sinizacji. Inspirowana nią polityka religijna w sposób natrętny i wszechobecny rządzi każdym aspektem życia wspólnot i organów kościelnych.

Obie konferencje nie były miejscem na potępienie tego naruszenia, ale raczej okazją do spotkania, dialogu i podjęcia wspólnych kroków w celu znalezienia sposobu na poprawę omawianych kwestii. Powiedziano kilka naprawdę dobrych rzeczy i należy mieć nadzieję, że zostaną one zrealizowane. Ale my, komentatorzy, którzy nie pełnimy ról dyplomatycznych, ale nie uchylamy się od w naszej odpowiedzialności kościelnej, nie możemy powstrzymać się od przypomnienia tego prostego faktu: podstawowym problemem Kościoła w Chinach jest dziś jego wolność. Wolność, czyli emancypacja, nie od minjoinych nacjonalizmów, ale od obecnego.

Niektórzy mówcy, zarówno włoscy, jak i chińscy, zasugerowali z uznaniem, że dzisiaj nie możemy jedynie podkreślać kwestii lokalności: musimy jednocześnie podkreślać powszechną naturę Kościoła katolickiego. Nie istnieje on, jeśli nie łączy w sobie obu wymiarów. Wiara w Ewangelię nie jest obca żadnemu ludowi czy kulturze, ale żaden Kościół lokalny nie może obejść się bez Kościoła powszechnego i Następcy św. Piotra. Punkt zwrotny Soboru Szanghajskiego był możliwy dzięki interwencjom dwóch papieży, Benedykta XV i Piusa XI, oraz pełnemu mandatowi papieskiemu powierzonemu abp. Celso Costantiniemu. Bez działań papieży Kościół w Chinach byłby mniej chiński i mniej katolicki. Jest to tym bardziej prawdziwe dzisiaj.

Kiedy odbędzie się drugi Sobór Chiński? Proponowany porządek obrad

Uderza mnie, że Sobór w Szanghaju został nazwany „Pierwszym Soborem Chińskim”. Kiedy zatem odbędzie się Drugi Sobór Chiński? Istnieje wielka potrzeba soboru w duchu synodalnym, którego papież Franciszek pragnie dla dzisiejszego Kościoła: z udziałem ludu Bożego w różnorodności jego charyzmatów i posług, wraz z biskupami i papieżem.

Istnieje bardzo wiele pilnych i otwartych wyzwań, którym sobór mógłby stawić czoła, gdyby był wolny od ingerencji politycznych. Tylko w ten sposób uzyskałaby wolność, jedność i spokój potrzebne do zaangażowania się w refleksję teologiczną i duszpasterską odpowiednią do wyzwań ewangelizacji w czasach postmodernistycznych, a także taką, która potrafi umocnić bogactwo chińskich tradycji kulturowych.

Pozwolę sobie zasugerować tylko kilka tematów dla możliwego programu Drugiego Soboru Chińskiego. Nadal nie ma twórczej osmozy między chińską kulturą a liturgią: brakuje znaczących form adaptacji, które pozwoliłyby wiernym wyrazić swoją wiarę poprzez odpowiednie formy kulturowe i kultowe. Brakuje możliwości formacji wiernych w wolnych stowarzyszeniach, szkołach i ruchach kościelnych. Równie pilne jest dostosowanie formacji sióstr zakonnych i kapłanów do współczesnej wrażliwości, w tym uwagi, jaką Kościół zwraca dziś na wymiar afektywny i psychologiczny kandydatów.

Ogromna migracja wewnętrzna ze wsi na przedmieścia miast i do ośrodków przemysłowych spowodowała pewien konflikt między katolicyzmem wiejskim a miejskim. Ci pierwsi, tradycyjni i pobożni, często nie mogą oprzeć się dezorientacji spowodowanej odejściem od katolickiej wioski. Chrześcijanie miejscy są bardziej otwarci na wyzwania nowoczesności i zwracają uwagę na duchowy wymiar egzystencji nawet w zatłoczonych metropoliach, ale nie zawsze integrują się ze swoimi katolickimi braćmi z wiosek w odległych prowincjach.

Istnieje potrzeba większego zaangażowania świeckich w dzieła ewangelizacyjne, społeczne, charytatywne i edukacyjne. Wśród dzisiejszych pilnych potrzeb jest kruchość młodych ludzi, wspólna dla tak wielu ich rówieśników na całym świecie, oraz uciążliwe zbiorowe zobowiązanie do wspierania dużej liczby osób starszych. Potrzebny jest również program ewangelizacyjny dla wielu Chińczyków przebywających za granicą, gdzie możliwości spotkania z wiarą chrześcijańską są znacznie większe.

Chciałbym zakończyć ten komentarz, zwracając się do Maryi Wspomożycielki Wiernych, którą katolicy Chin czczą w sanktuarium w Sheshan (Szanghaj). Jej zawierzamy pokój w Chinach i na świecie, cytując niepokojące słowa wypowiedziane przez papieża Franciszka 21 maja w przesłaniu wideo transmitowanym podczas konferencji. „Kto idzie za Jezusem, miłuje pokój i spotyka się ze wszystkimi, którzy pracują na rzecz pokoju, w czasach, gdy widzimy działanie nieludzkich sił, które zdają się chcieć przyspieszać koniec świata”.

***

Ks. Gianni Criveller jest dziekanem studiów i profesorem teologii w Międzynarodowym Misyjnym Instytucie Teologicznym PIME w Monza (Włochy) oraz doradcą Krajowej Rady Włoskiego Stowarzyszenia Teologicznego.

Jest teologiem specjalizującym się w chrystologii, teologii misji i spotkaniu Chin z chrześcijaństwem. Wykłada również w Seminarium Ducha Świętego w Hongkongu i jest pracownikiem naukowym na Chińskim Uniwersytecie w Hongkongu. Pracował jako badacz w Holy Spirit Study Centre w Hongkongu (1997-2013) oraz w The Beijing Centre for Chinese Studies (2010-2011). Jest częstym prelegentem na sympozjach akademickich na całym świecie, zwłaszcza na temat katolickiej misji w Chinach, w szczególności na temat Matteo Ricci i kontrowersji wokół chińskich obrzędów. Opublikował około dwudziestu książek i setki esejów w specjalistycznych czasopismach w różnych językach. Jest również częstym komentatorem kwestii religijnych i społecznych w Wielkich Chinach i Myanmarze. Pisze również dla Osservatore Romano na temat literatury i sztuki.

Urodzony w Treviso (Włochy), Criveller jest misjonarzem i kapłanem w PIME (Papieski Instytut Misji Zagranicznych).

 

 

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.