Drukuj Powrót do artykułu

Wolę umrzeć na zewnątrz

18 czerwca 2012 | 12:18 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ

To był zwykły piątkowy dzień w estudio dirigido. Całkiem nawet spokojny jak na tutejsze warunki. Dopóki jedna z animatorek nie przybiegła po klucze do naszego oratoryjnego biura, bo potrzebowała alkohol etylowy dla jakiegoś chłopaka. Oczywiście nie miałam zielonego pojęcia co się mogło stać. Wszystkie dzieci były już na górze w jadalni, a w oratorium została tylko grupa taneczna. Pomyślałam, że może któryś z nich nabawił się jakiejś kontuzji.

Antony wpadł do biura, zabrał watę i alkohol i wybiegł. Okazało się, że trzeba było ocucić jednego ze stałych bywalców Bosconii. Celowo nie chcę tu używać jego imienia. Nazwijmy go Żołnierzem. Taki zresztą wykonuje zawód. Tak wiec Żołnierz ledwo trzymał się na nogach. Była przy nim jego dziewczyna i kilku animatorów, którzy w porę zrozumieli, że coś z nim nie tak. Stracił przytomność. A może raczej należałoby powiedzieć że miał zapaść. Pytałam go, co się stało.

-Chcesz wody? Jadłeś coś dzisiaj?
-Wody.
Biegnę po wodę, przynoszę krzesło.
-Pij. Ale co się stało?
-Połknąłem 30 tabletek.
-Jakich tabletek? Co Ty w ogóle do mnie mówisz?

W tym momencie mamrocząc zaczął mi wymieniać nazwy tabletek, a jego dziewczyna z martwym smutkiem w oczach potwierdziła kiwnięciem głowy, że to wszystko prawda.

W pierwszej chwili w ogóle nie mogłam poskładać faktów. Wiedziałam, że Żołnierz ma trudną sytuacje w rodzinie. Że granie na perkusji w zespole na niedzielnych Mszach, to tylko jedna z jego odsłon. Ta lepsza. Pamiętałam, jak przychodził do Bosconii i pytał się, czy mogę mu dać coś zjeść. Gdy go poznałam, jego twarz już na pierwszy rzut oka mówiła, że ma skomplikowane życie. Ale czy na tyle, żeby połykać 30 silnych tabletek? Nie mogłam uwierzyć, że chciał ze sobą skończyć.

Po chwili siedział na krześle w naszym oratoryjnym biurze i próbował dojść do siebie. Łapał się za brzuch i skręcał z bólu albo odchylał głowę do tylu i odpływał. Gałki oczne prawie wyskakiwały mu na wierzch razem z każdym skurczem ciała albo uciekały gdzieś pod ciężkimi powiekami. Ja wypytywałam jego dziewczynę, przekonywałam, że trzeba go zaprowadzić do szpitala, że muszą mu zrobić płukanie żołądka. Ona powiedziała, że wie, że wcześniej było jeszcze gorzej. Że już byli w szpitalu, bo to się stało przedwczoraj.

Dorota Rudzińska, Peru, Piura, 1 czerwca 2012

 

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.