Drukuj Powrót do artykułu

Wprowadzenie restrykcyjnych regulacji prawnych w internecie to utopia

23 stycznia 2012 | 14:37 | im / pm Ⓒ Ⓟ

Próby wprowadzenia restrykcyjnych regulacji prawnych w internecie mają charakter utopii, która łatwo może zepsuć jakość komunikacji w internecie, a niekoniecznie pomoże rozwiązać problemy – uważa dr Marek Robak.

Dr Marek Robak jest wykładowcą dziennikarstwa internetowego na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Odniósł się w ten sposób do burzliwej dyskusji wokół umowy ACTA, którą rząd polski ma przyjąć 26 stycznia – bez wcześniejszych szerokich konsultacji publicznych.

ACTA ( Anti-counterfeiting Trade Agreement) to umowa między państwami, której celem jest walka z piractwem, również internetowym. Eksperci zwracają jednak uwagę, że zawarte w niej zapisy mogą prowadzić do ograniczenia wolności słowa.

Publikujemy komentarz dr. Robaka, członka-założyciela Internet Society Poland – międzynarodowego stowarzyszenia propagującego rozwój internetu i społeczeństwa informacyjnego:

Jeżeli ktoś narusza prawo w internecie, powinien być ścigany na tych samych zasadach, na których dzieje się to poza internetem. Tymczasem od kilku lat środowiska polityków w różnych krajach wpadają na pomysł, by jednym aktem prawnym, odnoszącym się do internetu, rozwiązać wszystkie problemy. W ten sposób, zamiast skupić się na tych, którzy naruszyli prawo, wkłada się na barki wszystkich twórców internetowych dodatkowy ciężar prawny i finansowy. Skoro stróże prawa nie są w stanie wyegzekwować jego realizacji, mieliby to zagwarantować internetowi twórcy?

Zwolennicy regulacji prawnych twierdzą, że uczciwi mogą spać spokojnie. Niestety tak nie jest. Internet jest inny niż tradycyjne media. Dzięki łatwości publikacji, w internecie obecni są niezależni dziennikarze, blogerzy, twórcy, którzy nie są związani z dużymi mediami. Jeśli zaczniemy wprowadzać restrykcyjne prawo, obowiązek rejestracji, zwiększać odpowiedzialność podmiotów internetowych, konieczność rejestrowania dodatkowych informacji, mali twórcy zaczną się wycofywać. Nie dlatego, że mają coś na sumieniu, tylko dlatego, że nie mają etatowych prawników i informatyków, którzy sprostaliby wszystkim tym wymaganiom. Tymczasem to właśnie ci „mali wydawcy” publikują to, czego nie znajdzie się w dużych, popularnych tytułach prasowych.

Podobny problem dotyczy większych podmiotów – zwiększanie restrykcji może spowodować, że zaczną rezygnować z niektórych projektów obawiając się ryzyka prawnego. Dobrem przykładem jest pociąganie wydawców do pełnej odpowiedzialności prawnej za komentarze na forum, które skończyło się tym, że niektórzy wydawcy w ogóle zrezygnowali z komentarzy na swojej stronie lub drastycznie ograniczyli możliwość komentowania.

Nadmierna regulacja może też doprowadzić do powstania internetowego podziemia. Dopóki prawo nie jest nadmiernie restrykcyjne, osoby publikujące w Sieci podpisują się imieniem i nazwiskiem, podają dane swoich firm, korzystają z serwerów w rodzimym kraju. W razie zastrzeżeń prawnych łatwo nawiązać z nimi kontakt i wyjaśnić sprawę. Jeśli pojawi się sygnał o zwiększeniu restrykcji, niektórzy zaczną ukrywać się pod pseudonimami, wprowadzą dostęp na hasło, przeniosą się na serwery do innych krajów, zaczną szyfrować dane i będą używać anonimizatorów – oprogramowania, które pozwala zacierać cyfrowe ślady.

Trzeba pamiętać, że Internet był pierwotnie projektowany jako sieć wojskowa i jest bardzo odporny na próby zakłócania jego działalności czy przejmowania kontroli. Jedynym realnym sposobem kontrolowania internetu byłoby przejęcie przez państwo kontroli nad całą infrastrukturą telekomunikacyjną, wzorem Chin i Białorusi. Kontrolowanie internetu jest od wielu lat marzeniem polityków, na szczęście zupełnie nierealnym.

Środowiska internetowe reagują dość ostro na próby regulowania internetu. Jednym z powodów takiej postawy jest to, że większość przedstawianych pomysłów dowodzi tego, że ich autorzy nie do końca rozumieją, jak internet działa i co z tego wynika. Jeśli ktoś wyobraża sobie, że tak jak można skontrolować księgowość firmy odwiedzając jej siedzibę, można zweryfikować to, co dzieje się na serwerach w internecie, powinien pamiętać, że tylko każdy z internetowych gigantów takich jak Google, Facebook czy Amazon utrzymuje na własne potrzeby po kilkaset tysięcy serwerów.

Przekonywanie siebie, że można w słusznej sprawie kontrolować całą internetową społeczność jest groteskowe.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.