Drukuj Powrót do artykułu

Współpracownicy Matki Czackiej – ks. Jan Zieja

10 sierpnia 2021 | 14:40 | Dorota Giebułtowicz | Warszawa Ⓒ Ⓟ

Sample Ks. Jan Zieja. Fot. Archiwum Andrzeja Friszkego

W swoim dzienniku prowadzonym podczas pobytu na kuracji w Zakopanem w 1955 r. ks. Zieja napisał: „Nad ranem przebudziwszy się ujrzałem myślą i zachceniem (czy wolą) taką oto drogę: Człowiek o ratunek woła! Człowiek we mnie i w każdym człowieku. Ludzkość o ratunek woła. Potrzeba świętych”.

Urodził się w 1897 r. w ubogiej chłopskiej rodzinie w Ossem na Ziemi Opoczyńskiej. Wykształcenie średnie zdobył dzięki ogromnym wyrzeczeniom matki-wdowy i pomocy miejscowego dziedzica. Jego powołanie kapłańskie – jak wyznał w rozmowie z Jackiem Moskwą „Życie Ewangelią” – wyrosło z uwrażliwienia na sprawy społeczne: „Z Ewangelii czerpałem przede wszystkim nie dogmaty, ale zasady moralne; widziałem w niej wezwanie do miłości społecznej, a o Panu Bogu mniej myślałem”. Dopiero później w seminarium odkrył istotę powołania i służby Bogu.

Po pierwszej wojnie światowej już jako młody ksiądz (święcenia w 1919 r.), kontynuując studia na wydziale teologicznym Uniwersytetu Warszawskiego, zetknął się z Matką Elżbietą Czacką i powstającym Zakładem dla niewidomych w Laskach: „Pociągała mnie atmosfera ubóstwa, dlatego chciałem uczestniczyć w tym Dziele. W Laskach byłem pierwszym kapelanem, mieszkaliśmy u chłopów po stodołach, bo domy Zakładu dopiero się budowały na piaszczystych wydmach.”

Żyć w prawdzie

Pytany, co go najbardziej ujęło w Laskach, odpowiada: „Postać Matki Czackiej – za jej ogromne przestrzeganie prawdy. Ja sam wyszedłem ze wsi, u nas drobnych kłamstewek nie uważało się właściwie za grzech. U Matki Czackiej po raz pierwszy spotkałem w tak silnej postaci miłość prawdy. (…) W życiu zakonnym tępiła ślady najmniejszego nawet kłamstewka. Tak, to mnie najsilniej w niej uderzało: miłość prawdy.”

Z kolei kontakt z ks. Władysławem Korniłowiczem zaowocował w nim odkryciem piękna liturgii: „wziąłem od niego zamiłowanie do liturgii, przyzwyczajenie do czynnego udziału wiernych we wspólnej Mszy świętej, co nie było wówczas rzeczą zwyczajną”.

Będąc w Laskach Zieja chodził też na spotkania Kółka, ale, nieregularnie:
„Chciałem pracować wśród ludu, a nie zamykać się w kręgu inteligencji. Dlatego między innymi przystawałem później do «Wici»”.

Służyć Bogu w każdym człowieku

Jego postawę cechowało przez całe życie zaangażowanie w posługę ludziom – mówiąc językiem papieża Franciszka – na peryferiach społecznych: ubogim, skrzywdzonym, zagubionym moralnie. „Miłość społeczną” wywodził wprost z nauki Jezusa Chrystusa.

Gdy w latach 20. pracował jako prefekt szkół powszechnych w Radomiu, a później wikariusz parafii w Kozienicach zyskał uznanie miejscowej prasy socjalistycznej „za mocne akcenty społeczne w służbie kaznodziejskiej”. W Kozienicach włączył się w prace Opieki Społecznej przy Zarządzie Miejskim. Ten okres podsumowuje: „Widzę ogrom prac, których nikt się nie podejmuje. Z wiary religijnej zostaje mi tylko: Bóg jest miłością; z religii – miłość do Boga i ludzi”.

Jego zaangażowanie docenili działacze PPS, którzy przed wyborami do Sejmu w 1928 r. zaproponowali mu kandydowanie na posła z ich listy. Zieja odważnie sympatyzował też ze środowiskami mającymi opinię lewicowych i antyklerykalnych: Związkiem Młodzieży Wiejskiej „Wici” i uniwersytetami ludowymi Ignacego Solarza.

Bezkompromisowość i wierność ideałom skutkowały narastającym konfliktem z hierarchią kościelną. Objęcie samodzielnej parafii przed wojną okazało się niemożliwe, gdy jego ordynariusz dowiedział się, że pragnie żyć tylko z dobrowolnych ofiar wiernych i nie wprowadzać cenników, czyli „taks” za posługi religijne. „W diecezji sandomierskiej nigdy parafii nie dostanie” – usłyszał.

W 1928 r. spotykał jednak biskupa, który go zrozumiał i zapewnił, że „takich księży mi potrzeba”. Tym biskupem był ordynariusz diecezji pińskiej, dziś sługa Boży, kandydat na ołtarze bp Zygmunt Łoziński.

Polesie w II RP było najbiedniejszym regionem i dlatego może tutaj pełen energii i ideałów młody kapłan odnalazł pole do działania. Najpierw objął parafię w Łohiszynie, gdzie realizował z powodzeniem swój ideał „odmerkantylizowania życia kościelnego”. Później bp Łoziński zabrał go do siebie do kurii w Pińsku. Współpracując z nim w latach 1928-1932 zaproponował nowatorską inicjatywę: przekształcenie każdej parafii w ośrodek Caritasu, przy czym członkami organizacji stawali się automatycznie wszyscy parafianie od chwili przyjęcia Pierwszej Komunii św. Pomysł zaaprobowany przez ordynariusza został storpedowany przez władze samorządowe, które obawiały się wzmocnienia wpływów Kościoła.

Przedwojenne Polesie to także małe miasteczka, w których znaczną część mieszkańców stanowiła ludność żydowska; w samym Pińsku było ok. 80% Żydów. Zainteresowanie kwestią żydowską zawdzięczał także Laskom: „Tam spotkałem Żydów – konwertytów, Żydówki – zakonnice. Laski nauczyły mnie widzieć w każdym człowieku swojego brata. Sprawiły, że sam później zacząłem myśleć o nawracaniu Żydów. Nie intelektualistów, ale prostych – z żydowskiego ludu”. Po śmierci biskupa-protektora w 1932 r. Zieja wyjeżdża na dwuletnie studia judaistyczne na Uniwersytet Warszawski. W czasie studiów mieszka wraz ze swą matką znowu w Laskach.

W połowie lat 30. wraca na Polesie, gdzie włącza się w działalność apostolską sióstr urszulanek i matki Urszuli Ledóchowskiej wśród najbiedniejszych warstw. Organizuje naukę dla ubogiej młodzieży prawosławnej chcącej przystąpić do matury; wykłada 28 uczniom samodzielnie prawie wszystkie przedmioty.

Z okresu przedwojennego warto odnotować jeszcze jeden fakt z jego życiorysu: wystąpienie w charakterze świadka obrony na wileńskim procesie (1937 r.) Henryka Dembińskiego, katolika, który z przyczyn głęboko ideowych i chrześcijańskich zaangażował się w działalność komunistyczną. Znajomość z Dembińskim też wyniósł z kontaktów laskowskich: Dembiński znał się z Korniłowiczem i kółkowiczami, jego szwagierką była franciszkanka s. Nulla Westfalewicz.

Z okresu wojennego trzeba wspomnieć pomoc w ratowaniu Żydów, kapelanowanie żołnierzom Batalionów Chłopskich, Komendzie Głównej AK, a w powstaniu warszawskim – żołnierzom „Baszty”. Pod koniec wojny zatajając, że jest kapłanem, zgłosił się dobrowolnie na roboty do Niemiec, aby otaczać robotników przymusowych opieką duszpasterską.

Po wojnie ks. Jan Zieja znalazł się w Słupsku, gdzie poza duszpasterstwem organizował pomoc socjalną: utworzył Dom Matki i Dziecka, obejmujący opieką samotne kobiety w ciąży. Nawiązując do przedwojennych wzorów powołał Uniwersytet Ludowy. Do pomocy w pracy w Słupsku ściągnął osoby znane mu z Lasek. Znamiennym przykładem jego poglądów i łączenia ściśle Ewangelii z kwestiami społecznymi może być zaproponowanie w 1947 r. dla nowo utworzonej parafii w Słupsku wezwania: Chrystusa-Robotnika (Christi Fabri). Pomysł został odrzucona przez kurię gorzowską, która wyjaśniała, że nie można nadawać wezwań niezaaprobowanych przez Stolicę Apostolską.

Okres powojenny charakteryzują nieudane próby uzyskania samodzielnej placówki duszpasterskiej. W 1960 r. w jednym z kolejnych listów prosił Prymasa o niezależną kaplicę czy kościółek w stolicy, w którym mógłby otoczyć opieką duszpasterską, ale i charytatywną: „samotne matki”, „dziewczęta z ulicy” i ludzi, „którzy z żadną parafią katolicką w Warszawie, z tych czy innych powodów, kontaktu żadnego nie mają i mieć nie chcą (akatolicy, niewierzący, nieochrzczeni, od Kościoła odpadli, zupełnie zobojętniali)”. Brak samodzielnej parafii stał się jego osobistym dramatem.

Ostatnim mocnym akordem jego zaangażowania społecznego był udział w opozycji demokratycznej końca lat 70. – w Komitecie Obrony Robotników (KOR).

Nie zabijaj nigdy nikogo

Z perspektywy 55 lat kapłaństwa ks. Zieja sformułował: „Myśli o odnowie życia kościelnego w Polsce”, tekst, który brzmi nowatorsko nawet po 45 latach od jego napisania (1975 r.). W „Myślach…”, dotychczas nigdzie w całości nie publikowanych, ten kapelan dwóch wojen (1920 i 1939), odznaczony Virtuti Militari i trzykrotnie Krzyżem Walecznych nawoływał do radyklanego przestrzegania V przykazania „Nie zabijaj!”, formułując hasło: „Nie zabijaj nigdy nikogo!”

Ks. Zieja przez całe życie świadczył, że wiara musi się przejawiać czynną miłością bliźniego, bo jak pisał w „Myślach…”: „Najczcigodniejszym obrazem Boga ma być dla nas każdy żywy człowiek”.

Ten niezwykły kapłan zmarł w 1991 r. i spoczywa na cmentarzu w Laskach pod Warszawą. W tym roku, 19 października, będziemy wspominać 30. rocznicę jego śmierci.

 

(oprac. na podstawie: Ks. Jan Zieja „Życie Ewangelią. Spisane przez Jacka Moskwę”, Editions du Dialogue 1991; J. Moskwa „Niewygodny prorok”, Znak 2020; oraz materiałów z prywatnego archiwum autorki).

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.